czwartek, 17 września 2015

Rzecz o Esmeraldzie i Dionizym

Wrześniowym porankiem, gdy światło zabarwiło świat,
Wyszła Esmeralda na spacer, pośród promieni dnia.
Poszła wprost do lasu, nie spodziewając się wcale,
Że jej nudne życie, odmieni dzisiejsze spotkanie.
Co będzie to będzie, faktów nie będę uprzedzać,
Więc powiem tylko tyle - warto do końca doczekać.

W lesie ścieżek było sto, lecz ona jedną szła,
To raz prosto, to raz wspak, pośród zielonych, bujnych traw. 
Ptaki pięknie śpiewały, strumyk srebrzył się skrycie,
Gdy po miękkim mchu stąpała i czuła szczęścia kłucie.
Piękne to było doznanie - lecz musisz pamiętać,
Nawet w zapamiętaniu, nie wolno się rozpędzać.
      
Kroczyła pośród starych drzew i wnet się spostrzegła,
Że w roztargnieniu wielkim w głąb puszczy dobiegła.
Patrzyła z zachwytem na flory obraz piękny,
Gdy w oddali ujrzała zwierciadła obraz mętny.
Tafla jego drżąca, odbijała postać stwora,
Który uszy miał jak śnieg, a paszczę niczym remora.






Esmeralda bardzo taktownie się przedstawiła,
I o rewanż zawzięcie, choć z klasą, go męczyła.
Grzeczny troll Dionizy swą nieśmiałość szybko stłumił,
I rzekł do niej niskim głosem "Jam Dionizy Bogumił!".
Pod dębami razem siedli, wiele godzin przegadali,
I w ich cieniu wielkim, przyjaźń sobie obiecali.




Dzień dobiegał już końca i trzeba się rozstawać,
Z żalem zrozumieli - nie da się tego odkładać.
Dionizy odprowadził pannę na sam skraj lasu,
Skąd szybko do domu trafiła, nie robiąc hałasu.
Powtarzali te spotkania, aż w krew im weszły,
Wreszcie zamieszkali razem - czasy rozstań odeszły.




I kto wie co by się stało gdyby tych dwoje się nie spotkało...


Inga :)

wtorek, 8 września 2015

Z innej beczki

   Planując wymarzony urlop na stokach słowackich gór, zdecydowaliśmy o zakupie nosidła specjalistycznego dla naszej dwulatki. Rozwiązanie było ze wszech miar oczywiste i już w połowie lipca zrealizowaliśmy pierwszy krok. Takim sposobem ładne czerwone "krzesełko"(jak mówi o nim Lilka) pojawiło się w naszym domu. Dziecko od razu się w nim zakochało, a my zaakceptowaliśmy praktyczność tego urządzenia ;)
   Kolejnym krokiem było sprawdzenie nowego nabytku w terenie. Pełni więc pasji i zaangażowania dopięliśmy paski plecaka i ruszyliśmy w trasę. Gwoli ścisłości - noszenie pozostawiłam mężczyźnie - niech się hartuje... Za pierwszy cel obraliśmy Las Bielański,po drodze był tylko mały przystanek na Cytadeli.



 Jak już tata udowodnił sobie swoje możliwości to poszliśmy dalej.. :)

   Zanim doszliśmy do miejsca docelowego zdążyliśmy się już nieco zmęczyć - no dobra, ja mniej :). Na szczęście dziecię nie marudziło, ba, było zachwycone nową perspektywą i faktem że nie musi angażować swoich nóg do przemieszczania się. Jeśli chodzi o plecak to po piątej regulacji wszystkich pasków i dopasowania wszystkiego tak idealnie do ciała, że lepiej się już nie dało to okazał się być wygodny. Choć szelki mogłyby być szersze, za to pas biodrowy jest świetny i ogólna konstrukcja jest stabilna.
   Problemem z jakim musieliśmy się zmierzyć to kwestia spania w takim "krześle". Choć zazwyczaj Lila za dnia nie śpi to w nosidle, zdecydowanie z nudów, po prostu odpłynęła. Główka jej opadła na tyle, że zaczęliśmy się zastanawiać jak zredukować to niezdrowe podskakiwanie w czasie ruchu. Najszybszym rozwiązaniem okazała się tetrowa pielucha, która - niczym hamak - podtrzymywała blond główkę.





    Rozwiązanie było dobre, no ale nie ukrywajmy - będzie trzeba wymyślić coś bardziej odpowiedniego bo na kilku godzinny marsz coś takiego się nie nadaje. Ale mam w zanadrzu plan poprawy sytuacji(oczywiście szyciowy), którego wynik na pewno zagości na blogu :).
   Na koniec umieszczam jedno z najsłodszych zdjęć jakie udało nam się zrobić Lilu. I zdecydowanie to był najlepszy sposób na odpoczynek - nie tylko dla małej globtroterki ;)




Pozdrawiam wszystkich i zapewniam, że kolejny post będzie wyłącznie o szyciu :)

Inga
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka