Kolejnym krokiem było sprawdzenie nowego nabytku w terenie. Pełni więc pasji i zaangażowania dopięliśmy paski plecaka i ruszyliśmy w trasę. Gwoli ścisłości - noszenie pozostawiłam mężczyźnie - niech się hartuje... Za pierwszy cel obraliśmy Las Bielański,po drodze był tylko mały przystanek na Cytadeli.
Jak już tata udowodnił sobie swoje możliwości to poszliśmy dalej.. :) |
Zanim doszliśmy do miejsca docelowego zdążyliśmy się już nieco zmęczyć - no dobra, ja mniej :). Na szczęście dziecię nie marudziło, ba, było zachwycone nową perspektywą i faktem że nie musi angażować swoich nóg do przemieszczania się. Jeśli chodzi o plecak to po piątej regulacji wszystkich pasków i dopasowania wszystkiego tak idealnie do ciała, że lepiej się już nie dało to okazał się być wygodny. Choć szelki mogłyby być szersze, za to pas biodrowy jest świetny i ogólna konstrukcja jest stabilna.
Problemem z jakim musieliśmy się zmierzyć to kwestia spania w takim "krześle". Choć zazwyczaj Lila za dnia nie śpi to w nosidle, zdecydowanie z nudów, po prostu odpłynęła. Główka jej opadła na tyle, że zaczęliśmy się zastanawiać jak zredukować to niezdrowe podskakiwanie w czasie ruchu. Najszybszym rozwiązaniem okazała się tetrowa pielucha, która - niczym hamak - podtrzymywała blond główkę.
Na koniec umieszczam jedno z najsłodszych zdjęć jakie udało nam się zrobić Lilu. I zdecydowanie to był najlepszy sposób na odpoczynek - nie tylko dla małej globtroterki ;)
Pozdrawiam wszystkich i zapewniam, że kolejny post będzie wyłącznie o szyciu :)
Inga
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz