piątek, 15 stycznia 2016

Potrzeba jest matką wynalazków

    Miesiąc przed Gwiazdką zaplanowałam wyjazd do mojego rodzinnego domu. Równocześnie pomyślałam sobie, że byłoby miło przy tej okazji kogoś odwiedzić. Mój wybór padł na Bydgoszcz, gdzie mieszka moja przyjaciółka z mężem i dwoma synkami. Kupiłam bilety PKP na 18 grudnia i z niecierpliwością czekałam na tą datę. Naturalnie, jako dobra ciocia, przygotowałam dla maluchów po misiu i to skłoniło mnie do napisania tego postu :).
    Nie udało mi się skończyć ich na czas i w dniu wyjazdu zapakowałam to co już zrobiłam do torby z mocnym postanowieniem dokończenia w podróży. Dojazd na dworzec minął nam bez przygód i choć na pociąg czekałyśmy godzinę to było warto. Moja dziewczynka kocha ciuchcie, więc była zachwycona, tym bardziej, że trafił nam się ładny i nowoczesny pojazd w którym można było hasać do woli :).
    Jak już zajęłyśmy nasze miejsca to Lilce dałam książeczkę, a ja sama zabrałam się do pracy. Przyszyłam misiom łapki i zabrałam się za pyszczki. Tak sobie pomyślałam, że oczy i nosek im wyszyje, dlatego nie wzięłam nic oprócz igły i nitki. Nie powiem, trochę się przeliczyłam bo choć ślepka wyszły ładne to nie można było tego powiedzieć o reszcie... Myśląc nad sensownym zamiennikiem, zaczęłam przeszukiwać pod tym kątem torebkę. Nie zawiodłam się, znalazłam zwykłą czarną rękawiczkę i po odcięciu jej dwóch fragmentów - mi zostały mitenki, a misie zyskały noski :)


Mój warsztat pracy i niezbędne narzędzia :)

    Całe szczęście, że w torebce noszę Victorinoxa bo inaczej musiałabym chyba odgryźć te kawałki materiału ;). Cała operacja kończenia maskotek trwała jakieś półtorej godziny i o dziwo, Lila bawiła się równie dobrze co ja, wcale mnie przy tym nie absorbując.


Jeszcze bez oczek..


Trochę mi się nosek pomarszczył :)

Jeszcze im czegoś brakuje...

    Miśki zrobiłam ze zwykłego polaru oraz minky, a wypełniłam kulką silikonową. Ciekawostką jest fakt, że oba pluszaki zrobiłam z identycznych kawałków materiałów - wycinałam je z tego samego szablonu. Właśnie dlatego każda tak uszyta zabawka jest wyjątkowa :). Swoja drogą Lilka od razu się w nich zakochała i musiałam dać jej słowo, że też takiego dostanie.




   Wracając do maskotek... Do ostatecznego wykończenia brakowało mi jeszcze ostatniego elementu. Ale to znalazłam już w sklepie, w samym centrum Fordonu, a dokładniej - w kwiaciarni. Poniżej zamieszczam już zdjęcia z nowego domu małych misiów :)




    Mam nadzieję, że wybaczycie mi nie najlepsze zdjęcia, ale lepszym sprzętem niż mój telefon nie dysponowałam. Choć akurat ostatnia fotka przyleciała do mnie wprost z Bydgoszczy i bynajmniej nie jest mojego autorstwa :)

Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Inga

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka